...po dwóch latach ...

Jesteś tutaj: Strona Główna  › O nas  › ...po dwóch latach ...
        Po długiej, prawie dwuletniej przerwie jestem gotowa wrócić do pracy nad uzupełnianiem strony i napisania dalszego ciągu naszej historii. A przynajmniej tak mi się wydawało dopóki nie usiadłam do klawiatury.

Wydarzenia ostatnich lat nadal są zbyt świeże, abym mogła pisać o nich bez mokrych klawiszy.
Ten czas pustki na stronie nie odzwierciedla tego, co działo się w naszym życiu, zarówno prywatnym i tym „hodowlanym”.
Nieraz robiąc wspólne zdjęcia całej szóstki naszych dogów razem lub patrząc jak zasypiają przytulone po kolacji, gdzieś z tyłu głowy, jak ciężkie, czarne, chmury, przetaczały się myśli, że na pewno przyjdzie ten czas, że to się kiedyś skończy i pora będzie się pożegnać. Nie sądziłam tylko, że ten czas nadejdzie tak szybko…

W dniu przyjścia na świat naszego synka, okazało się, że Coral ma przed sobą trudną i bolesną walkę z chorobą. Nasze przeogromne szczęście przeplatało się ze straszliwym smutkiem i cierpieniem. Ale tak już jest, że nie można mieć wszystkiego. Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli chce się rozśmieszyć Pana Boga, należy opowiedzieć mu o swoich planach. Tak też było i w naszym przypadku. Tam na górze Ktoś inaczej sobie to wszystko wymyślił.

Rozpoczęła się czarna seria, nie mogliśmy uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
W grudniu, przed świętami 2016 roku odeszła od nas nasza ukochana babcia Tosia, jakby stwierdziła i zdecydowała, że to przecież ona ma prawo być ta pierwsza.
Coral odszedł w lipcu 2017 roku.
Wyrósł na pięknego i kochanego psa z najlepszym charakterem, jaki tylko można sobie wymarzyć. Dla nas pozostanie najpiękniejszym dogiem i możemy być wdzieczni losowi, że to właśnie nas dotknęło szczęście mieć go u siebie. Zostawił po sobie straszliwą pustkę i poczucie ogromnego żalu i niesprawiedliwości, że już go nie ma. To prawda, że dogi odchodzą parami, w miesiąc później straciliśmy mamę Corala, Amber. Odeszła tak, jakby nie chciała dopuścić, aby jej ukochany synek bez niej czekał na nas za Tęczowym Mostem.

I tak niemalże jednocześnie Bijou i Azura straciły swoje drugie połowy. Zrobiło się strasznie pusto w domu.
Zostały z nami trzy dziewczyny. Już myśleliśmy, że w końcu nastał okres spokoju i stabilizacji, jednak nie trwał zbyt długo.
Tuż przed swoimi ósmymi urodzinami nagle odeszła Azurka. Po odejściu Tosi, szefowa bandy -  „Mój Zbój”.

Każdy, kto kiedykolwiek kochał te mądre, dozie oczy i  musiał się pożegnać ze swoim przyjacielem, wie, że żaden pies nie potrafi roztrzaskać serca tak jak dog, gdy odchodzi. Każde z nich zabrało ze sobą cząstkę nas i zarazem zostało z nami na zawsze.

 Cierpieliśmy, gdy dostawaliśmy informacje od naszych przyjaciół, że odchodzą psy z naszych miotów.
A zdawałoby się jakby to było wczoraj, gdy trzymałam je w dłoniach kiedy się rodziły, miałam w oczach obraz, jak wyjeżdżały do swoich domów. Jakby to było przed chwilą.

Jakie to życie jest przewrotne.
Kaja i Bijou zostały same, nie bardzo się lubią, a z dożego stada mają już tylko siebie.
Teraz jesteśmy z Kają i Bijou oraz Budryskiem, który jak to najwyższej rasy kundelki, przeżyje pewnie wszystkie nasze dogi. Chociaż i jemu już lata coraz bardziej ciążą.

Co do kotów, to oprócz wiekowej już Kici, pod koniec 2017 roku dołączyły do nas dwa kocie podrzutki i w tej chwili to wygląda, jakby one przejmowały rządy na podwórku. Dogi chodzą przy nich jak w zegarku.

A my? Przeszliśmy ciężką szkołę i teraz jeszcze bardziej doceniamy każdy dzień i staramy łapać każdą chwilę spędzoną razem, cieszyć się z tego co dobre i nie myśleć o tym o złe.